Jan Swół
Rozstrzelanie rodziny Wójcików z Małej oraz uczniów szkoły mechanicznej w Dębicy w dniu 11 kwietnia 1943 r., to wydarzenia, które ciągle budzą zainteresowanie. Są ku temu powody. Poznamy je w tym oraz kolejnych artykułach. Podstawą ustaleń będą o wspomnienia bezpośrednich świadków, materiały z zasobów archiwalnych IPN, opracowania książkowe oraz artykuły nawiązujące do tych zdarzeń. Po śladach tej zbrodni postanowił pójść autor, który w badaniach historycznych wykorzystuje wiedzę kryminalistyczną. Ściślej mówiąc kryminalistyczne zasady poszukiwania źródeł informacji oraz ich weryfikacji, przy wykorzystaniu tejże wiedzy. Zapraszam do podróży w czas miniony.
Niemiecka prowokacja. Czy w Sokole?
Powrót do zdarzeń popełnionych ponad osiemdziesiąt lat temu jest działaniem zamierzonym przez autora. Kilka lat temu w Roczniku Muzeum Regionalnego w Dębicy (Tom VI 2021) ukazał sią artykuł na ten sam temat[1]. W artykule tym, z uwagi na wiele wątpliwości które zrodziły się w toku analizy materiałów, przyjęto hipotezę nieprawdopodobną. W ocenie autorów konieczną oraz wymagającą sprawdzenia. Zamierzano ją weryfikować, przy wykorzystaniu dokumentów zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej oraz w innych dostępnych źródłach.
Stawiając taką hipotezę założono, że rozwój zdarzeń skutkujących zamordowaniem kilkunastu osób przez przedstawicieli hitlerowskiego okupanta, mógł przebiegać inaczej aniżeli przedstawiano je w różnych opracowaniach. Przyjmując taką hipotezę, określono jej cel tj. odkrycie nieznanych dotąd źródeł informacji, które należy uwzględniać, dokonując kolejnej próby rekonstrukcji tych dramatycznych wydarzeń. Autorzy artykułu („Powrót do zbrodni”) mieli także na uwadze sprzeczności w ustaleniach Antoniego Stańki oraz Władysława Strumskiego, na temat przebiegu niemieckiej prowokacji[2]. Drugi z autorów w publikacjach (1985 i 1990) konsekwentnie utrzymuje, że nocna wyprawa po broń do budynku dębickiego Sokoła – wówczas Soldatenheim – zakończyła się zatrzymaniem uczniów na gorącym uczynku jej kradzieży[3].
Budynek Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Dębicy. Skan ze zbiorów DZH
W tym miejscu wskazane jest krótkie nawiązanie do ustaleń związanych z prowokacją. A. Stańko oraz W. Strumski chociaż odmiennie opisywali interesujące nas wydarzenia, nie ustosunkowali się sami do różnych wersji przebiegu kradzieży. Czyżby nie wiedzieli o odmiennych ustaleniach? Ale nie czas jeszcze na pytania oraz wątpliwości. Należy podkreślić zgodności miejsca, w tym znaczeniu, że niemiecka prowokacji, swój początek miała w budynku dawnego Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Dębicy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę informacje Piotra Bosia zawarte w tekście kroniki szkolnej z 1966 roku, poznamy uzasadnienie dla wątpliwości (Czy w Sokole?)[4]. Tenże pisze: „Niemcy nasycili szkołę wywiadowcami lecz podziemna organizacja szybko rozpoznała ich i ostrzegła przed nimi swych członków. Wówczas hitlerowcy uciekli się do podstępu. Zaopatrzono w broń ucznia Bochniewicza z poleceniem, by ten dostarczył ją organizacji podziemnej. Bochniewicz rozpoznawszy kilku członków organizacji wydał ich Niemcom”[5]. Więcej o ustaleniach P. Bosia dowiemy się niebawem.
W okresie okupacji budynek towarzystwa gimnastycznego wykorzystywany był jako Dom Niemieckiego Żołnierza. Pracował tam Mieczysław Bochniewicz – który donosił Niemcom[6]. Próbę rekonstrukcji zdarzeń związanych z kradzieżą broni w Sokole podjął Ryszard Pajura (2022). W tym celu korzystał z informacji znajdujących się w książkach, artykułach oraz materiałach IPN. W następstwie podjętych działań ustalił m.in., że kradzież miała miejsce w Sokole, do którego chłopcy (Adam Ciurkot, Mieczysław Rudziński, Teofil Szewczyk, Tadeusz Tarnawski) zakradli się nocą. Otworzyli szafę z karabinami, a z pokoju obok napadli na nich niemieccy funkcjonariusze, gdyż to była zasadzka[7]. Ustalenie R. Pajury nie eliminuje wątpliwości, a nawet rodzi kolejne. To subiektywna ocena do której podchodzić należy krytycznie. Być może, po zapoznaniu się z artykułem W. Strumskiego, pojawią się jeszcze inne, na które będziemy poszukiwać logicznej odpowiedzi.
Krótko o sokolim budynku
Na gruntach darowanych Polskiemu Towarzystwu Gimnastycznemu „Sokół” w Dębicy w 1910 roku przez hrabiów Raczyńskich, z inicjatywy prezesa PTG prof. Stanisława Wiśniewskiego, powstał ogród w tym samym roku. W 1913 roku ukończona została budowa budynku[8]. Na frontowej jego ścianie, od ówczesnej ul. Wilusza jeszcze w okresie okupacji widniał nazwa budynku „Sokół”. Szczyt ściany wieńczył kamienny sokół. Na podstawie zachowanych map oraz szkiców[9], wiadomo na jakich działkach usytuowany był ogród i budynek towarzystwa gimnastycznego. Na szkicu wykonanym przez autora, kolorem czerwonym zaznaczono granice działek wraz z opisem. Duża działka z obiektem oznaczonym nr 1 (obrys budynku Sokół), to teren stanowiący kiedyś własność towarzystwa gimnastycznego. W bezpośrednim sąsiedztwie znajdowała się działka Haliny Klimaszewskiej na której stał dom (oznaczony nr 2). Na mniejszej działce (pomiędzy budynkami nr 2 i 3) zorganizowany był parking dla pojazdów którymi podróżowali niemieccy żołnierze. Nie udało się autorowi ustalić, czy działki (grunty) stanowiące własność towarzystwa gimnastycznego były ogrodzone. Dla późniejszych rozważań informacja ta wydaje się być istotna. Na zdjęciu lotniczym wykonanym w 1944 roku można zidentyfikować zadrzewiony teren parku oraz samochody na terenie parkingu.
Fragment zdjęcia lotniczego Dębicy z 1944 r. na którym utrwalono m.in. zadrzewiony teren parku oraz kilkanaście pojazdów na parkingu. Źródło: Archiwum DZH
Szkic poglądowo-sytuacyjny parku, budynku i parkingu. Opracowanie autora na podstawie posiadanych informacji oraz dokumentacji podanej w przypisie nr 9
Do tej pory nie wiadomo kto zaprojektował sokoli budynek oraz jak wyglądał rozkład pomieszczeń wewnątrz budynku. Obrysy budynku utrwalone na mapkach wskazują, że budynek był przebudowywany, a obrys zmieniał kształt. Z okresu międzywojennego autor dysponuje dwoma zdjęciami, które pozwalają na ogólną orientację, jak budynek wyglądał od strony zachodniej (od tylu). W 1934 roku w tej części działki była trawa. Boisko do gry w siatkówkę musiało zostać urządzone w późniejszym okresie.
Dokumentacja fotograficzna pozwala twierdzić, że od zachodniej strony, do pomieszczeń wewnątrz budynku prowadziły dwa wejścia. Drzwi po lewej stronie znajdowały się na poziomie gruntu. Okna doświetlały pomieszczenia na parterze. Usytuowanie okien pozwala zakładać, że powyżej parteru znajdowały się pomieszczenia użytkowe. Do niech prowadziły drugie drzwi wejściowe, które usytuowane były na wysokości ok. 2,5 – 3 m od podłoża. Pod schodami zewnętrznymi także było pomieszczenie użytkowe, co wynika z otworu okiennego znajdującego się na fragmencie ściany.
Rok 1934. Półkolonia w budynku dębickiego Sokoła. Fot. dzięki uprzejmości Zb. Szurka.
Mieczysław Bochniewicz zdrajcą?
Tak wynika z ustaleń W. Strumskiego. Autor niniejszego tekstu do ustaleń W. Strumskiego ma krytyczny stosunek, dlatego też artykuł przytoczony zostanie w dosłownym brzmieniu. Za taką koniecznością przemawia nazbyt ubarwiony opis zdarzeń. Po drugie, artykuł jest częścią materiału zgromadzonego w ramach śledztwa, ukierunkowanego na osobę Mieczysława Bochniewicza[10]. We wcześniejszych śledztwach czynności na jego osobę nie były ukierunkowane.
Zawiadomienie o zbrodni, jakiej miał się dopuścić M. Bochniewicz złożył Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, Zarząd Wojewódzki w Tarnowie w maju 1985 r. Z bogatego zbioru dokumentów oraz informacji, które udało się zgromadzić autorowi, wykorzystana zostanie treść wspomnianego artykułu.
Teczka z dokumentami oraz informacjami na temat hitlerowskiej zbrodni w 1943 roku na rodzinie Wójcików oraz uczniach szkoły mechanicznej. Fot. Archiwum DZH
„Wiadomość o znacznej ilości niestrzeżonej broni w Soldatenheimie dotarła do młodzieży grupy bojowej za pośrednictwem [BOCHNIEWICZA][11]. Chłopcy postanowili ją zdobyć za wszelką cenę. Dla młodzieży dorastającej w czasie wojny i okupacji broń była cenniejsza od złota, droższa niemal od życia. Bez niej czuli się niczym, z nią dopiero żołnierzami Polski Walczącej.
Teren był im doskonale znany. Rozkład budynku nie miał tajemnic. [Rozkład budynku dawnego Sokoła nie miał tajemnic. Tego wieczoru …] Oprócz sali żołnierskiej wydawał się całkowicie opuszczony i głuchy. Podchodzili od tyłu, skradając się kocim krokiem. Kiedy doszli pod wskazane przez przewodnika okno, rozejrzeli się na wszystkie strony. Nie zauważyli nic podejrzanego. Mieli już dokonać prób otwarcia okna [Mieli już próbować zakraść się do wnętrza …], gdy ich uszu doszedł ciężki, znany w całej okupowanej Europie, stukot żołnierskich butów. Ulicą przechodził patrol.
Chłopcy przylgnęli do ściany, słysząc łomot własnych serc… a nuż skierują się w ich stronę? Na szczęście obawy były próżne. Niemcy przeszli i poszli. Wszystko dobrze! Trzeba się brać do roboty. Ciurkot i Tarnawski podsadzili (?-JS) [Perełkę] i ten dosłownie w mgnieniu oka uporał się z wejściem [uporał się z oknem]. Wchodzą jeden po plecach drugiego. Po małej chwili wszyscy są w środku. Ubezpieczenia nie wystawili, bo mogłoby zwrócić uwagę jakiegoś przygodnego Niemca [przygodnego szwaba]. Ostatecznie była godzina policyjna i każdy Polak znajdujący się na ulicy o tej porze był uważany [przez okupanta] za potencjalnego przestępcę.
Zachodnia część budynku „Sokół”. Ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Dębicy.
B. (Bochniewicz — JS) [Perełka] przymknął okno, a potem nakazując kolegom [nakazawszy przyjaciołom] bezwzględną ciszę, podszedł do dużej szafy i zaczął przy niej majstrować. W ciszy nocnej rozległ się przyciszony zgrzyt i skrzypienie, i wreszcie sezam się otworzył. Chciwe ręce po omacku dotykają bezcennych skarbów. Karabiny! Chłopców ogarnia radość. Gdyby nie konieczność zachowania ostrożności może krzyczeliby z radości. Prędko wyjmują broń [ze skrytki], rozdzielają między siebie i już gotują szykują się do wyjścia, gdy nagle otwierają się gwałtownie drzwi, pokój zalewa fala światła, a przed oczyma zaskoczonych chłopców [zaskoczonych bojówkarzy] pojawiają się zielone mundury i wycelowane w nich pistolety maszynowe.
– Hände hoch! – krzyczy stojący na czele SS-manów oficer [- krzyczy dowódca wrogiego oddziału]. [W tej sytuacji..] Wszelka myśl o oporze jest zwykłym szaleństwem lub samobójstwem, a jednak Tarnawski i Ciurkot kierują lufy zdobycznych karabinów przeciw Niemcom, chcąc zginąć z bronią w ręku. Odruch ten wywołuję u SS-manów głośny śmiech, a chłopcy dopiero teraz orientują się, że karabiny nie mają zamków, że są tylko żelaznym nieużytecznym złomem. Rzucają ją z pogardą na podłogę. [, SS-mani rzucają się na przeciwników, okładając ich kolbami, pięściami, kopią ciężkimi buciorami.] Teraz Niemcy dopadają chłopców, okładają ich pięściami, kopniakami i kolbami, wymyślając od polskich bandytów. Zbitym i okrwawionym nakładają kajdanki, pakują do podstawionego samochodu [podstawionego wozu] i wiozą na gestapo.
W czasie krótko trwającej drogi i potem w celi zastanawiali się, co było przyczyną ich wpadki? Domyślali się teraz, że wszystko było ukartowane z góry. W budynku przebywali kilka minut zaledwie, a zatem niemożliwe było tak szybkie ściągnięcie SS-manów. W dodatku broń bez zamków, jakby celowo przygotowana. Więc kto? O mającej nastąpić akcji wiedzieli tylko uczestnicy. Gdyby się ktoś z nich wygadał, gestapo mogłoby ich schwytać wcześniej. Niemcy [nie potrzebowali czekać na akcję …] musieli czekać na akcję, do której mogło nie dojść. Jeden z nich był więc zdrajcą, ale który?
Budynek Sokoła od strony zachodniej w latach czterdziestych XX w. Zdj. z dok. WUOZ
Było ich sześciu: Tadeusz Tarnawski, Adam Ciurkot, Mieczysław Rudziński, Teofil Szewczyk, Zbigniew Bartkowicz i B [Mieczysław Bochniewicz]. Aresztowanych jednak zostało tylko pięciu. [Brakuje Bochniewicza] Brak wśród nich B. Co się z nim stało? Kiedy zniknął? Może próbował ucieczki i zginął? Niemożliwe, nikt nie słyszał strzału [strzałów]. Do potłuczonych, mżących tępym bólem głów przenikała [powoli] straszliwa, niepojęta w swej szpetocie [brzydocie] prawda: Bochniewicz jest zdrajcą, prowokatorem, sługusem gestapo. Bronili się przed tym odkryciem. Przecież to niemożliwe. [Przecież to nie może być] Był ich kolegą z ławy szkolnej, towarzyszem zabaw i gier. Był w końcu Polakiem… [Harcerzem]
Rychło się jednak okazało, że nie ma miejsca na wątpliwości. Jeszcze tej nocy [„Perełka] ukazał swoją prawdziwą twarz. Obrażające oblicze konfidenta niemieckiego. Ubrany w mundur Hilterjugend, bierze udział w przesłuchaniach, wymyśla swoim kolegom po niemiecku, a ściślej łamaną niemczyzną, głosi na ich użytek chwałę Trzeciej Rzeszy i jej führera. Nie poprzestaje na tym, sypie pozostałych znanych mu kolegów z organizacji, [których gestapo natychmiast pakuje do więzienia. I poddaje wymyślnym torturom.] których gestapo aresztuje jeszcze tej nocy i poddaje wymyślnym torturom. Denuncjuje [także] rodzinę Wójcików w Małej. Wyżywa się na zdradzie i zaprzaństwie. Nie odwraca twarzy, gdy oprawcy z gestapo masakruję jego byłych przyjaciół,[Nie odwraca głowy, gdy oprawcy spod znaku trupiej główki masakrują jego byłych towarzyszy…] gdy Szewczykowi kopnięciem buta gruchocą kostkę w nodze, a Tarnowskiego, Bartkowicza [, Ciurkota] i innych biją do utraty przytomności. Nie rusza go sumienie na widok nieludzko katowanych [skatowanych] dziewcząt i nieletniego Stasia Wójcika.
Do jakich granic upodlenia może dojść człowiek [?], [Jakimi..] jakimi kategoriami rozumowania może się posługiwać, by wyzbyć się uczuć ludzkich? Czy jest to wynik jadu hitlerowskiego,[sączonego przez lata w duszę] głupoty, zboczenia? Gehenna ofiar zdrajcy dobiegła szybko kresu. Gestapo [przekonane] przekonało się, że nic z nich nie wyciśnie, wydaje [na więźniów wyrok śmierci] więc na nich wyrok śmierci. B [Bochniewicz] ma okazję po raz ostatni pastwić się nad swoimi kolegami. Ostatni raz przed ich śmiercią, której był przyczyną i sprawcą. Zawiódł się jednak zdrajca sromotnie, jeżeli liczył, że byli przyjaciele będą go może prosić o darowanie życia, o wstawienie się do jego mocodawców? Że ucieszy wzrok ich łzami a uszy szlochaniem.
Nikt go o nic nie prosił. Nikt nie płakał. Naoczny świadek ostatnich chwil bohaterskiej rodziny Wójcików i wspaniałych chłopców, uczniów dębickiego gimnazjum, który na godzinę przed ich egzekucją został doprowadzony na gestapo na przesłuchanie opowiada, że słyszał jak Bochniewicz zwracał się do więźniów, oczekujących na wywiezienie do miejsca kaźni, wyzywając ich od wrogów Niemiec i polskich bandytów, na co odpowiadało mu tylko pogardliwe milczenie. Traktowano go jak rzecz, przedmiot czy wręcz ekskrement. Jedynie Szewczyk nie wytrzymał i plunął mu w twarz.
Skazanych na śmierć wieziono pod wieczór ulicami Dębicy, co budziło powszechny żal i powiększało nienawiść do okupantów. Chłopcy mogli ostatni raz spojrzeć na swoje miasto, pożegnać się z nim. Na żydowskim cmentarzu czekał na nich wykopany wspólny grób. Więźniów skutych parami hitlerowscy siepacze ustawili szeregiem.
Teren cmentarza żydowskiego w Dębicy w roku 1986. Miejsce egzekucji wielu Polek i Polaków. Źródło: IPN Rz 602/1338
Stanęli obok siebie. Ręka w rękę Józef Wójcik z żoną Heleną i ich dwaj synowie: Julian i młodziutki Stanisław oraz najstarsza córka Wójcików Wiktoria, z Bronisława Michalik. Dalej stali Tadeusz Tarnowski [Tarnawski], Mieczysław Michalik, Bronisław Longosz, Lucjan Piotrowski, Antoni Pocica, Adam Ciurkot, Mieczysław Rudziński, Teofil Szewczyk. Ostatnią parę stanowili Bronisława Wójcik i Zbigniew Bartkowicz. Wszyscy chłopcy byli w wieku od szesnastu do dziewiętnastu lat. Podobnie dziewczęta, z wyjątkiem najstarszej Wiktorii. Najmłodszy Staś Wójcik miał dopiero czternaście lat, a więc nieledwie dzieci, ale młody wiek nie był dla nich okolicznością łagodzącą. Nie ochronił ich przed torturami, ani przed wyrokiem śmierci.
Niemcy dobrze wiedzieli, że były to wprawdzie dzieci, ale już jak żołnierze Ruchu Oporu. Dzieci, ale zarazem bohaterowie nie drżący przed śmiercią. Nad własnym grobem nikt z nich nie prosił o litość. Wszyscy bez względu na wiek i płeć okazują niepospolity hart ducha. Nawet dziewczęta nie płaczą. Jedynie na zmarszczonej twarzy matki Wójcików płyną ciężkie bolesne łzy. Płacze nie nad sobą, lecz nad dziećmi, [których czworo zabiera ze sobą w ostatnią drogę. Stają w samej bieliźnie, boso, dygocąc z zimna w oczekiwaniu na strzały oddane z tyłu.] których czworo zabiera w samej bieliźnie i boso, dygocąc z zimna, w oczekiwaniu na strzał oddany z tyłu. Żandarmi popychają ich lufami pistoletów na sam brzeg dołu, żeby ofiary śmiertelnie ranione same do niego wpadały. Przygotowania do egzekucji przedłużają się. Prawdopodobnie kaci lubują się w męce skazanych. Pala papierosy, rozmawiają głośno, w pewnej chwili wybuchają śmiechem. Skazani szepcą ostatnie modlitwy i w myślach żegnają się z bliskimi.
Wreszcie pada pierwszy strzał i pierwsze ciało wali się do [grobu]mogiły. Katowską robotę wykonują żandarmi, przede wszystkim Urban, najgorszy zbir i oprawca jakiego kiedykolwiek nosiła dębicka ziemia. Huczą dalsze strzały. Ginie dębicka młodzież, giną członkowie bohaterskiej rodziny Wójcików. Ktoś tylko zraniony krzyczy przejmująco i dopiero następna kula ucisza go na zawsze. Kolej przychodzi na Bartkowicza i towarzyszącą mu Bronię Wójcikównę. Jeszcze tylko sekundy dzieliły ich od śmierci, gdy przed chłopcem otworzyła się szansa [na życie i przeżycie] życia i przeżycia. Dzielna dziewczyna, mając bardzo małą i [szczupłą dłoń] wąską dłoń, potrafiła bez zwrócenia uwagi [hitlerowców] Niemców zsunąć rękę z kajdanki, którymi była skuta z Bartkowiczem i na ułamek sekundy przed własną śmiercią zdołała jeszcze krzyknąć – uciekaj!
Dębica (2025). Część cmentarza żydowskiego po lewej stronie od bramy wejściowej. Fot. autora
Ten krzyk i następujący po nim huk strzału, dotarły do umysłu chłopca równocześnie ze świadomością, że ma wolne ręce, że za moment[otrzyma śmiertelną kulę] padnie strzał skierowany do niego, że jego towarzyszka przed śmiercią nakazała mu uciekać, a zatem on powinien spełnić jej ostatnią wolę, a przynajmniej dokonać próby ucieczki. Wszystkie te myśli przeleciały mu wichrem przez głowę, a nim zmieniły się w konkretny zamiar, on już działając w instynktownym porywie odwrócił się błyskawicznie, uderzył głową w brzuch żandarma, posadził do potężnym susem i wpadł pomiędzy nagrobki, które wraz z nadchodzącym zmierzchem i zamieszaniem wśród Niemców, stały się jego sprzymierzeńcem.
Przebiegł dobrych kilkanaście kroków nim padł pierwszy strzał [za nim], a kilkadziesiąt zanim posypały się serie z pistoletów maszynowych. Kule świstały mu koło uszu, z przeraźliwym gwizdem rykoszetowały od kamieni ale nie trafiła go żadna. Jeszcze kilka chwil i Niemcy zaprzestali jałowej strzelaniny, ale on nie przestał szalonego biegu. Na moment wpadł na ulicę. Ktoś go zobaczył, krzyknął jak na widok upiora. Skręcił więc w [pole] bok, pędził dalej, nie czując że kaleczy i zmarznięty śnieg bose stopy. Zwolnił, gdy mu zupełnie tchu w piersiach brakło. Późnym wieczorem, zmarznięty na kość dotarł do znajomych [za miastem], którzy go przyjęli życzliwie i choć zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie się narażali udzielając zbiegowi pomocy, zatroszczyli się o niego, jak o rodzonego syna, a potem pielęgnowali w chorobie, na którą zapadł wskutek pobicia i przemarznięcia. Bartkowicz przeżył wojną, ale nie przyszedł całkowicie do siebie i zmarł wkrótce po powrocie do domu.
Dębica (2025). Cmentarz komunalny (dawniej parafialny). Zbiorowa mogiła ofiar niemieckiego terroru z okresu okupacji oraz pomnik. Fot. autora
Pamięć o dzielnych chłopcach, uczniach [dębickich żyje w naszym mieście, a obok ….] dębickiego liceum żyje w Dębicy, a obok zbiorowej mogiły, gdzie spoczywają wraz z Rodziną Wójcików i [inni bohatrowie którzy …] innymi bohaterami, którzy również oddali życie za Ojczyznę, wzniesiony został obelisk z nazwiskami poległych. Ku ich czci!”
Czas na wątpliwości
W oparciu o przytoczony tekst pojawić się ich mogło dużo. Zasadnicza wątpliwość zawiera się w pytaniu: Na ile przebieg zdarzeń i przeżyć ich uczestników, opisanych przez W. Strumskigo odpowiada prawdzie? Inaczej mówiąc co jest prawdą, a co literacką fikcją? Na te pytania nie jesteśmy jeszcze w stanie odpowiedzieć. Należy uzbroić się wobec tego w cierpliwość. W kręgu zainteresowania polskich organów ścigania były inne wydarzenia, nie tylko te z Małej w nocy 2/3 kwietnia oraz 11 kwietnia 1943 r. które poznaliśmy z opisu W. Strumskiego. Relacje świadków poznamy niebawem.
[1] J. Swół, K. Zalewska, Powrót do zbrodni (I), Rocznik Muzeum Regionalnego 2021, Wyd. Muzeum Regionalne w Dębicy 2022, s. 45–80.
[2][2] A. Stańko, Gdzie Karpat progi; Armia Krajowa w powiecie dębickim, Inst. Wyd. Pax, Warszawa 1984, s. 80 pisze, że Mieczysław Bochniewicz namówił kolegów z ławy szkolnej Zbigniewa Bartkowicza i Adama Ciurkota do kradzieży broni z budynku Sokoła. Chłopcy zabrali broń i dostarczyli do Wójcików w Małej.
[3] W. Strumski w 1985 roku artykuł pt. „Zdrada” opublikował w gazecie „Echo Załogi” nr 2(398), 11–29.01.1985 r. W roku 1990 artykuł ten nieznacznie zmieniony ukazał się w książce W. Strumskiego pt. „Wojenne losy uczniów”, Wyd.: Dębickie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, „Oficyna Tarnowska” Woj. Ośr. Kultury w Tarnowie, Tarnów-Dębica 1990, s.41–43.
[4] P. Boś, Kronika Technikum Mechanicznego i Zasadniczej Szkoły zawodowej w Dębicy (Rękopis). Dokument w postaci elektronicznej udostępniony autorowi przez dyrekcję Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 im. Jana Pawła II.
[5] Także, s. 49.
[6] R. Pajura, Zagłada i walka. Druga wojna światowa w Dębicy i powiecie dębickim, Ag. Wyd. Agard, Dębica 2022, s.336–341.
[7] Tamże, s. 339.
[8] J. Swół, Sokolim szlakiem, nakł. aut., Dębica 2022, s.92–107, 194. Zabytkowy budynek oraz park znajdują się przy ul. Bojanowskiego.
[9] Mapa katastralna z zasobu geodezyjnego i kartograficznego Starostwo Powiatowego w Dębicy (GK.I.6642.1 174/2021) oraz Szkic polowy nr 18 Miasto Dębica (GK.I.6642.1 2358/2019).
[10] W 1986 roku prowadzonego przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Rzeszowie, sygn. akt Kpp 5/86.
[11] Tekst ujęty w nawiasach kwadratowych pojawia się w książce Władysława Strumskiego pt. „Wojenne losy uczniów”, Wyd.: Dębickie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, „Oficyna Tarnowska” Woj. Ośr. Kultury w Tarnowie, Tarnów-Dębica,1990, s.41–43, jako zmiana lub uzupełnienie tekstu opublikowanego w roku 1985.